Zaklinacz umysłu
Żyjemy w czasach kiedy mamy wszystkiego za dużo. Za dużo informacji, za dużo zadań, za dużo myśli i pragnień. Kartki papieru stają się za małe by pomieścić spis wszystkiego tego, co musimy zrobić.
Muszę, powinnam, nie mogę, bo muszę – to najczęściej używane przez nas początki zdań. Nasz umysł dzieli i rządzi. Oddziela nas od ciała i od najgłębszych potrzeb w tu i teraz.
Mocno pobudzony umysł mknie jak rączy koń zostawiając za sobą wielką chmurę kurzu, która przysłania chwilę, która jest teraz. Przestajemy widzieć i słyszeć. Widzimy tylko cel.
Jego ulubionym narzędziem tortur jest wzbudzanie w nas poczucia winy. Nakreśla dla nas metę, popędza i ponagla, a nasze osiągi nigdy nie są dlań wystarczające, bo zawsze można więcej i lepiej.
Produktywność i wykorzystanie czasu w ciągu dnia stawia na ołtarzu. Karmi nas iluzją podszeptując jacy jesteśmy dzięki nim wartościowi. Nie ceni tego kim jesteśmy, ale to co robimy.
Deprecjonuje serce. Śmieje się z niego i podkreśla jego nieprzydatność w surowym i interesownym świecie. Oskarża o sentymentalizm i naiwność. Karci gdy dochodzi do głosu.
Choć wydaje się być sprzymierzeńcem, może też stać się wrogiem. Jako mustang, nad którym nie mamy kontroli, wyrywa się i ponosi nas tam, skąd wracamy bezsilni i wyczerpani.
Można go jednak oswoić. Jak zaklinacz koni być z nim w kontakcie. Słysząc jego potrzeby i rozpoznając sposoby działania, obejmować pełną miłości uwagą.
Wtedy się uspokaja. Rozpoznaje w nas mistrza i nie próbuje już brykać. Czasem pogalopuje swobodnie, jednak szybko wytraca swoją moc. Objęty świadomością, zwalnia i pokornieje.
Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,
Ewa Stelmasiak.