Wpisy

health coach

Jesienny smutek

Unikamy go, omijamy szerokim łukiem, robimy wszystko, by go nie czuć. Smutek.

W wymiarze egzystencjalnym towarzyszy nam od samych narodzin. Coś dobiega końca, zaczyna się coś nowego, zmieniamy się my sami i świat wokół nas. Jeśli uda nam się zapomnieć o upływie czasu, przypominają o nim następujące po sobie pory roku.

Po fali letniego ekstrawertyzmu, czas na jesienną głębię. Szybko zapadający zmrok, wieczorny chłód, strugi deszczu. Może pojawić się nuta nostalgii, jakieś wzruszenie, tęsknota, czasem łza.  Smutek jest bramą do duszy, a kluczem – gotowość do jego przyjęcia. Gdy się pojawia, przyjmujmy go z otwartością.

Suficki poeta Rumi porównał przychodzące falami uczucia do gości hotelowych. Oto jego wiersz pt. ”Dom gościnny”*

„Całe to bycie człowiekiem jest jak dom gościnny. – Każdego ranka nowe przyjazdy. – Radość, przygnębienie, nikczemność, – jakiś przebłysk świadomości jawi się jako niespodziewany gość. – – Witaj i podejmuj wszystkich przybyłych! – Nawet gdy to zgraja smutków, które gwałtownie wymiatają z Twojego domu wszystkie stojące w nim meble – Wtedy też każdego gościa traktuj godnie. – Być może niesie Ci oczyszczenie, – i robi miejsce na nowe szczęście. – – Czarna myśl, poczucie wstydu, złośliwość, – Witaj je w drzwiach ze śmiechem, – I zapraszaj do środka. – – Bądź wdzięczny, że przychodzą – bo wszystkie zostały wysłane z góry, – by Cię prowadzić.”

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak.

*tłumaczenie własne z języka angielskiego, „-” oznacza podział wersów, a „- -” nową zwrotkę

konferencja wellbeing

Czy warto mieć nadzieję?

W teologii chrześcijańskiej nadzieja wiąże się z intencją i dążeniem, by poznać Boga. W tradycjach ludowych nazywana jest „matką głupich”, jako ostrzeżenie przed naiwnością. Jak to więc jest z tą nadzieją?

W naturę nadziei wpisane jest czekanie i wybieganie w przyszłość. Zwykle mamy nadzieję, że coś się w naszym życiu zmieni, że ktoś coś dla nas zrobi albo, że pojawi się coś lub ktoś, na kogo czekamy.

Posiadanie nadziei na pierwszy rzut wygląda pozytywnie, wydaje się być wręcz wskazane. Jest w nie jednak wpisana zasadnicza pułapka. Nadzieja odcina nas bowiem od chwili obecnej. Żyjemy w iluzji wyobraźni. Wybiegamy w przyszłość roztaczając w umyśle wizje o tym co będzie kiedyś, narażając się na smutek i rozczarowanie, kiedy to nie przychodzi.

Nadzieja może wynikać z mentalności braku. Najpierw dokonujemy oceny, że to co jest, nie jest wystarczająco dobre. Następnie wyczekujemy lepszych czasów, które nigdy nie nadchodzą. Dlaczego? Jeżeli nie potrafimy „objąć” z czułością swojego życia, takiego, jakie jest w chwili obecnej, istnieje duże prawdopodobieństwo, że również nie uda nam się to w przyszłości. To przecież nie zmieniające się okoliczności zewnętrzne decydują o jakości naszego życia, ale sposób ich postrzegania.

Nadzieja i strach to dwie strony tego samego medalu, obie oparte o projekcję w przyszłość. W pierwszej spodziewamy się dobrego, w drugiej oczekujemy, że przydarzy nam się coś złego. Obie pożerają naszą energię życiową odcinając nas od bycia „w” tym i „z” tym, co jest właśnie teraz. Od akceptacji i doceniania.

Nadzieja różni się od zaufania. Wynika z naszych założeń i przekonań o tym, co jest dla nas dobre, a co nie. Zwykle bowiem mamy nadzieję na konkretne rozwiązania, których dla siebie pragniemy, często w przywiązaniu do tego, by były to właśnie te, a nie inne.

Zaufanie do procesu życia ma za to wymiar otwarty. Zakłada gotowość na przyjęcie tego, co dobre, bez przywiązywania się do wyników. Wiąże się z wiarą w to, że Życie przynosi dokładnie to, czego potrzebuje nasza dusza. Zakłada przyzwolenie na to, by dać się Życiu pozytywnie zaskoczyć.

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak.

trening antystresowy warszawa

Obraz siebie na sprzedaż

W magazynie pokładowym LOTu znalazłam następujące zdanie: „Im więcej wysiłku wkładamy w to, by stać się coraz lepszą i szczęśliwszą wersją samych siebie, tym bardziej jesteśmy sobą rozczarowani”.

Autor cytuje ekspertów, którzy podkreślają, że nadmierna koncentracja na sobie i ciągłe dążenie do ideału podszyte jest strachem dotyczącym tego, kim jesteśmy i czy nie odstajemy od standardów środowiskowych. W świecie prawideł rynkowych, kobiety niczym towar pozycjonują się na rynku, często wierząc, że ich pozycja zawodowa i matrymonialna uzależniona jest od osiągów w zakresie młodego i zdrowego wyglądu. Promujący nierealistyczne wzorce urody świat mediów żeruje na naszych kompleksach i poczuciu niepewności. Trudno jest nie ulec wszechobecnej presji w społeczeństwie, w którym dziewczynki bawią się lalką Barbie, a celebrytkom wypomina się każdy defekt urody dopisując doń złośliwy komentarz.

Jak sobie z tym radzić? Po pierwsze zauważać mechanizmy rządzące konsumpcją. Być świadomym, że wyglądająca na 20-latkę piosenkarka Mireille Mathieu na billboardzie promującym jej najbliższy koncert to efekt działań w Photoshopie.

Po drugie, chronić swój umysł przed chłamem promocyjno-marketingowym, a kiedy okazuje się to niemożliwe, pozwalać mu przepłynąć przez siebie bez karmienia go nadmierną uwagą, ani też stawiania mu oporu. Można do siebie powiedzieć: „Aha. Chcą mi to sprzedać, więc próbują rozbudzić moją potrzebę, żebym została ich klientką. Czy ja na pewno tego potrzebuję?”.

Po trzecie, zwracać się ku swojej głębi. Bogactwo świata wewnętrznego może stanowić antidotum na otaczającą rzeczywistość powierzchownych komunikatów marketingowych. Warto pamiętać, że nasza wartość jako człowieka nie zależy od liczby centymetrów w biodrach czy biuście, ani kształtu ust.

Po czwarte, obserwować swoje myśli na swój temat: o oponkach, fałdkach, nadmiernych kilogramach, zauważać chwile, kiedy dokonujemy porównań. Następnie zaś, obejmować siebie pełną miłości uwagą. Może temu towarzyszyć gest, w którym same siebie obejmiemy rękami, tak jakbyśmy chciały siebie utulić.

Możemy do siebie powiedzieć: „Tak, mam oponkę i kocham siebie. Tak przytyłam i kocham siebie”. Oddychać do tej myśli, pozwolić jej przeniknąć przez siebie, na wskroś. Być z tą myślą z pełną akceptacją i rozluźnieniem, stale obserwując swój oddech i odpuszczając towarzyszące tej myśli napięcie. „Tulę siebie całą, taką jak jestem. Kocham siebie bezgranicznie i bezwarunkowo”.

Naprawdę nie musimy starać się handlować obrazem siebie na rynku zdrowia i urody. Możemy się zrelaksować i cieszyć się z tego kim jesteśmy. Prawdziwe szczęście i pokój dostępne są w głębi chwili obecnej.

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak.

trening dobrostanu

Minuta ciszy

Fala ataków terrorystycznych może rodzić strach. „To mogłam być ja” – myśli wielu ludzi, którzy ocierają się o miejsca, w których dokonywano zamachów. „To może być dzisiaj” – myślą inni wchodząc na stację metra którejś z europejskich stolic. Narasta niepewność. Pojawiają się pytania o to jak dalej żyć.

Jak żyć ze świadomością, że w każdej chwili można stracić życie? Pozornie tylko pytanie to wydaje się być nowe. Dotknięta latami wojen ludzkość potrafiła kiedyś obcować ze śmiercią. We współczesnych społeczeństwach przyzwyczajonych do stabilności i dobrobytu, bezpieczny świat legł w gruzach wywołując szok.

Tak duża i gwałtowna zmiana wymaga adaptacji. Trzeba na nowo przyjrzeć się utartym sposobom działania. Zastanowić nad sensem swojego życia. Wejrzeć głębiej w jego istotę. Kontemplować nietrwałość. To co było chwilę temu nie istnieje. Istnieje tylko to co jest teraz, by za chwilę również nie istnieć.

W chwili obecnej kryje się klucz do innego wymiaru istnienia, w którym nie ma lęku. Otwiera on wgląd w duchowy wymiar życia. Bijące na alarm – od Nicei po Monachium – dzwony uważności przypominają o tym co dla umysłu najtrudniejsze – o przemijaniu i kruchości ludzkiego istnienia.

W świecie materii i formy wydarzenia te nie mają żadnego sensu i rodzą wyłącznie bunt i niezgodę. Zaproszenie do głębszego wglądu w istotę życia pochodzi ze świata duchowego. Mogą pojawić się akceptacja, głębsze zrozumienie i kontemplacja natury istnienia. Każda chwila umiera, po to by mogła narodzić się nowa.

Oswajając się z myślami o przemijaniu, zaczynamy cenić każdą daną nam chwilę życia. Dbamy o to, by miała sens, by służyła światu i ludziom. Przenikając swoją uwagą jedną w podstawowych właściwości istnienia, jaką jest nietrwałość, otwieramy się na obecne w naszym wnętrzu miłość, błogość i pokój.

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak.

wellbeing dla firm

Działanie, z miłością

Zauważyłam, że energia do działania często bierze się z ucieczki OD albo dążenia DO czegoś. Ktoś wybiera męża, który jest odwrotnością ojca, bo ucieka od cech, których nie jest w stanie w swoim ojcu zaakceptować. Ktoś postanawia, że tak jak ojciec nigdy nie będzie żył w biedzie, i to daje mu siłę, by zapracować na bogactwo, jakiego pragnie dla siebie i swojej rodziny. Zastanawiałam się na ile ucieczka OD stanowi skuteczną motywację do działania. Drugą stroną tego samego medalu wydaje się być dążenie DO przeciwieństwa tego, od czego się ucieka. Jeśli mieliśmy mało zaradnego finansowo ojca, możemy na przykład dążyć do tego, żeby znaleźć dla siebie bogatego męża.

Często łatwiej jest nam wiedzieć, czego nie chcemy, niż uświadomić sobie to, czego chcemy. Jak twierdzi Danielle LaPorte, dążąc do swoich celów, uganiamy się przede wszystkim za konkretnymi uczuciami. Na przykład, gdy pragniemy wejść w związek, może nam chodzić o to, by czuć się kochaną i w pełni akceptowaną. Gdy zmieniamy pracę, chcemy czuć się docenione oraz, że nasza praca ma głębszy sens i zmienia życie ludzi na lepsze. Pierwotna energia do podjęcia działania wynika jednak często z tego, czego już dłużej nie chcemy: w towarzystwie stale jesteśmy jedynymi singielkami pośród wielu par i nie chcemy już dłużej znosić humorów aroganckiego szefa.

W psychologii motywacji mówi się o motywacji płynącej z lęku lub motywacji powodowanej miłością do siebie. Pierwsza pozwala wykrzesać energię do podjęcia działania. Samolot zmiany startuje, nie jest jednak w stanie utrzymać się długo w powietrzu. Energia płynąca z lęku szybko się wypala. Jest jak fajerwerk, który wystrzela wysoko mocnym błyskiem i powoli opada. By utrzymać zmianę w czasie potrzeba jest ognia, do którego będziemy dokładać drewna, by palił się nieustannie. Tym paliwem jest szacunek i miłość do siebie. Z nich właśnie rodzi się dążenie KU czemuś co jest dla nas dobre, co służy nam, naszej cielesności, psychice i duszy.

Gdy nasz następny krok wynika z miłości do siebie, jest naturalny jak oddech i oczywisty jak mrugnięcie powieką. Nie ma alternatywy i nie ma wahania. Nie ma w nim ani przeszłości, ani przyszłości. Jest tylko miłość i płynące zeń działanie. Intuicyjnie wiemy jak się chcemy czuć i co możemy zrobić, by to osiągnąć. Wiemy też czego unikać. Ucieczka OD i dążenie DO stają się jednym z czynników, które bierzemy pod uwagę, otaczając je szacunkiem i uwagą, jako drogowskazy będące wynikiem naszych dotychczasowych doświadczeń. Nie determinują już one naszego życia, przestajemy działać w reakcji, zaczynamy żyć świadomie. Miłość i szacunek do siebie prowadzą nas KU temu, co jest dla nas dobre.