Od stuleci odgrywają z góry określone role. Nie zadają sobie pytań przyjmując to co jest – jako pewnik i normę.
Nie znają swoich uczuć, ani potrzeb. Wychowane zostały na grzeczne i nie sprawiające kłopotów. Miały być przydatne dla innych. To dlatego wybrały zawód, w którym mogą opiekować się innymi.
Dzięki Nim mężczyźni odnoszą w świecie sukcesy i umacniają pewność siebie. Dzięki Ich pracy dzieci są czyste, mają wyprane i wyprasowane ubrania i odrobione lekcje, a obiad podany jest na czas.
Z mężami nie łączy Ich nic ponad to, co konieczne dla sprawnego funkcjonowania rodziny. Nie znają siebie i przez to pozostają zamknięte na bogactwo emocjonalne innych.
Poświęcają się chętnie. Rezygnują z kariery. Gdy znajdą się blisko szczytu nagle się wycofują, bo nie chcą zaniedbać rodziny. Ich mężowie nie wiedzą kim naprawdę są.
Bliskość w ich relacjach ma charakter operacyjny, nie romantyczny. Tego też uczą się od nich dzieci.
Odcięte od siebie córki, które nie znają prawdziwej więzi wybiorą mężów podobnych do tego, którego wybrały ich matki.
Wyniesieni na piedestały synowie wyruszą zdobywać świat, a swoje żony potraktują jak kucharki i kury domowe, których zadaniem będzie rodzić im dzieci. Dobrze, by miały do tego odpowiednie geny.
Uwięzieni w swoich rolach przekażą ten model kolejnym pokoleniom. Dramatyczna dynamika zostanie utrwalona na lata. Maski przysłonią prawdę.
Pewnego dnia ktoś z nich zada sobie jednak pytanie: „Kim jestem, gdy nie gram żadnej roli?”
Przejrzawszy reguły kulturowej gry, nawiąże głęboki kontakt ze sobą. Pryśnie czar patriarchatu i nastąpi przebudzenie.
Wtedy dopiero ukaże się droga do miłości, wolności i prawdy.
Z życzeniami dobra, piękna i prawdy,
Ewa Stelmasiak.