Wpisy

żywioły

W swoim żywiole

Spokój, cisza, niewzruszona tafla oceanu myśli i uczuć. Stonowane kolory, szarość, biel i błękit. Energia wody. Perłowe muszle lśniące w słońcu świadomości.

Dotyk miękkiej gliny, która swoją chłodną wilgocią oplata nasze dłonie. Zapach azalii niesiony przez letnie podmuchy. Szelest sosnowej kory na wietrze. Energia ziemi.

Niebotyczne chmury. Kłębiaste kształty podwieszone pod nieboskłonem. Nieskończona przestrzeń. Oddech. Żywioł powietrza.

Między ziemią a niebem, między cielesnością a duchowością, między ugruntowaniem a połączeniem z wyższym prowadzeniem – stoi człowiek.

Ręce wyciąga ku niebu, jednocześnie zapuszczając korzenie głęboko w ziemię. To daje mu siłę. Jak łuk z naprężoną cięciwą, sprężyście posyła strzały ku światu.

Jego ciało, emocje, myśli i duch stanowią jedną, zintegrowaną całość. Pasja życia daje mu napęd do działania. Wspierany przez żywioły, budzi w sobie żywioł.

Odnajduje w sobie ogień, który rozpala jego pasję do czerwoności. Podąża za nim. Wiedziony instynktem, powstaje jak feniks z popiołów. Odnajduje siebie. Rodzi się na nowo.

Staje twarzą twarz ze światem. Patrzy nań z godnością. Nic go już nie zatrzyma. Jego strzały lecą prosto do celu. Trajektoria ich lotu z wdziękiem oddaje jego wewnętrzną pewność.

Nie jest sam. Jego relacja ze światem oparta jest na bliskości i harmonii. Gdy przepuszcza przez siebie żywioł życia, jest w swoim żywiole. Sam staje się żywiołem.

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak.

coaching zdrowia

Stać się w pełni… dzięciołem

W moim lesie mieszka dzięcioł, który jak przystało na ten gatunek, „obstukuje” okoliczne sosny w poszukiwaniu pożywienia. Ludzie górnolotnie nazwali dzięcioły „lekarzami drzew”, uwzględniając pożytek, jaki płynie z ich obecności dla całego ekosystemu.

Ten dzięcioł jednak nie ograniczył się do roli, jaką przypisał mu świat. Codziennie o świcie, na szczycie latarni, wystukiwał swój perkusyjny rytm. Dzięcioł-perkusista z oddaniem stukał dziobem w przemysłowy metal klosza, wydobywając z niego dźwięki, jakich świat dotąd nie słyszał.

W jego duszy artysty pojawiła się niezgoda, by na co dzień kierować się chęcią przetrwania. Postanowił przeznaczyć część swojej energii życiowej na twórcze działanie. Podążył za wewnętrznym głosem powołania, by w pełni urzeczywistnić swój potencjał.

Nie patrzył na chęć zysku, po prostu wyrażał to, co mu w duszy grało. Nie było przy nim innych dzięciołów, bo traktowano go jak szaleńca. Straszono i namawiano do zawrócenia z raz obranej drogi. Ptasi przywódcy widzieli w nim zagrożenie dla ustalonego porządku.

Dzięcioł-artysta wiedział jednak, że „jest cena, jaką się płaci za to, że inni rozumieją cię na opak.”* Wiedział, że jego własne myśli mogą go ograniczyć, albo też otworzyć przestrzeń dla nowych, nieskończonych możliwości. Wiedział, że wybór należy wyłącznie do niego samego.

„Po prostu bądź i rób to, co kochasz” – mówiła mu mama, kiedy był małym dzięciołem. Odpuściwszy wewnętrzne programy o tym, co wolno i wypada, w każdej chwili odkrywał dla siebie, że „jedynym prawdziwym prawem jest prawo, które prowadzi do wolności”*. Wybrał ekspresję ponad uległość.

Postawił na doskonalenie się w swojej pasji. To dlatego jego muzyka rozbrzmiewa codziennie. Nie zależy mu na robieniu na innych wrażenia, choć niewykluczone, że zostanie przez nich doceniony. Nie żyje po to, by jeść, lecz po to, by stawać się w pełni tym, kim naprawdę jest.

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak.

 

*autor: Richard Bach.

eventy wellbeing dla firm

Bycie na krawędzi

Uczymy się poprzez opuszczanie strefy komfortu. Znajdujemy się na krawędzi. Jesteśmy na granicy miejsc dobrze nam znanych z miejscami, o których przeczuwamy, że niosą dla nas wartość, ale powodują też lęk i obawę. Są jednak na tyle pociągające, że czasami – niczym pionierzy – decydujemy się je odkrywać.

Zabieramy w podróż nadzieję, że odnajdziemy skarb, o którym marzymy. Może to być na przykład spełniona miłość, praca albo inna pożądana przez nas zmiana na lepsze. W podróż tą zabieramy latarki i kilofy. Przekuwamy się przez skały swoich obaw, przekonań, narosłych przez lata wzorców działania, i świecimy latarką w nieznane nam terytoria.

Co zabrać ze sobą w taką podróż? Odwagę i wiarę, że  odnajdzie się upragniony skarb. Zaufanie do procesu życia, by chwila za chwilą podążać za jego wskazaniem, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem. Wszystkie nasze moce i umiejętności. Po takiej wyprawie nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, a świat, który znamy wydaje się być dla nas za ciasny.

Odkryliśmy nowe. Podjęliśmy wyzwanie wyjścia poza to, co stare i znane. Wyszliśmy z niego zwycięsko. Konstrukcja naszych murów obronnych została naruszona pracą kilofa. Niektóre, nie służące nam części zostały rozbite w drobny mak. W nasze życie weszło światło. Rozproszyliśmy ciemność i patrzymy jak wschodzi nad nami słońce. Słońce nowych możliwości.

Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,

Ewa Stelmasiak